Przyjazd w sobotę, wyjazd w niedzielę. Wypad na weekend.

W tym czasie uwarzyłem piwo i zobaczyłem Pragę. Tempo iście ekspresowe!

Neon na Dworcu Głównym we Wrocławiu

We Wrocławiu melduję się o 5 rano. Niewyspany, po nocy w pociągu, kupuję największą kawę, jaką się da. Dreszcze - zimno na tym zachodzie... Łyk za łykiem, podziwiam budynek dworca. Skubany, ładny jest.

Zgodnie z umową, kilkanaście minut później przyjeżdża Michał. Jest jakaś sprawiedliwość - on też się nie wyspał! Lecimy na błyskawiczny spacer przez Rynek i Stare Miasto, zahaczając o katedrę św. Jana Chrzciciela. Wszystko po to, abym cokolwiek z tego Wrocławia zobaczył - jestem tutaj po raz pierwszy.

Katedra św. Jana Chrzciciela

Wnętrze katedry św. Jana Chrzciciela

Po siódmej odmierzamy już wodę, słody i zaczynamy zacierać. Kolaboracja Beer Lift Brewery oraz Księskiego Browaru. Robimy Black IPA na amerykańskich chmielach. Żeby nie było za łatwo, oprócz warzenia chłopaki rozlewają w butelki swój porter bałtycki. Huk roboty!

Tak minęła sobota, dzień pierwszy.

Wstajemy z zamkniętymi oczami, aby wyjechać o 6:30. Kierunek - przejście w Kudowie Zdroju, a dalej na Pragę! Zaraz za granicą, na stacji benzynowej w Nachodzie, Tomasz kupuje winietę.

"Weźcie to gdzieś naklejcie" - mówi Tomek

"No gdzie?" - odpowiada Michał

"Gdziekolwiek!"

Żebyśmy wtedy wiedzieli, co będzie znaczyć to jego "gdziekolwiek"... Winieta powędrowała na prawy górny róg szyby. Po godzinie monotonnej i pełnej ziewania jazdy, docieramy do autostrady.

Czeska policja na autostradzie

Wjeżdżając, mijamy patrol policji, stojący na końcu ślimaka. Widzimy, jak dwóch panów się nam przygląda. Oho! Chwilę potem słyszę - "Jadą za nami!".

"No to Tomasz, goń!" - śmieje się siedzący z przodu Michał

Policjanci zrównali się, popatrzyli na naszego białego Peugeot 206, a następnie szybko wskoczyli przed nas i zaczęli migać światłami.

Na poboczu wysiedli, podeszli do nas i przywitali się. Jeden z nich wsadził swoją głowę do auta, dokładnie przyglądając się winiecie. Po chwili oznajmił:

"Maly mandáčik. Sto korun, to je čtyři eura."

Wyszło na to, że winietę przed naklejeniem trzeba podpisać numerem rejestracyjnym. I nakleić ją w prawym, dolnym rogu szyby. Przygotowani byli na nas, mieli nawet terminal do płatności kartą!


Kilkanaście kilometrów przed Pragą, Tomek wyprzedza busa. Kilka chwil potem ten sam bus zrównuje się z nami. Czeska służba celna - cholera! I co? Oczywiście już skanują naszą przednią szybę w poszukiwaniu winiety. Kogut, eskorta na stację benzynową. Tomasz z mandatem w ręku tłumaczy, że my już dostaliśmy za swoje - celnicy w śmiech. Po rutynowym pytaniu "alkohol, cigarety?" możemy jechać dalej.

Praska stacja metra - plac Republiki

Parkujemy na Černym Moście - to niby już Praga? Totalne obrzeża, wylotówka z resztką bloków i wielkimi, podmiejskimi hipermarketami. Kupujemy bilety na metro i wskakujemy do wagonika linii B. Dziesięć przystanków, a potem wyjątkowo długie ruchome schody.

Najgłębsza stacja metra w Warszawie - Nowy Świat-Uniwersytet - leży 24 metry pod poziomem gruntu. Nasz cel - praska stacja pod placem Republiki (Náměstí Republiky) - aż 40 metrów! Ciekaw jestem, jak długo jadą ruchome schody w Kijowie - tam na stacji Arsenalnej jest do pokonania, bagatela, 100 metrów przewyższenia!

Schody na stacji metra Náměstí Republiky

Wychodzimy na słońce. Rozglądam się szybko dookoła - gdzie ja jestem? Przecież to inne miasto, zupełnie inny świat!

Wystarczy chwila, aby poczuć zupełnie inną atmosferę. W oczy uderza mnie ta piękna, lecz tak odmienna architektura. Nie umiem jej nazwać - zachodnia? austrowęgierska? Dookoła splot gotyku, renesansu, klasycyzmu. Według numeracji dzielnic - Praga 1. Podoba mi się, mógłbym zwiedzać i zwiedzać!

Niestety dzisiaj mamy mało czasu.

Gnamy przez zatłoczone Staré Město. Robiąc zdjęcia o mało się nie gubię. Szybki rzut oka na rynek, przez który przedziera się procesja "Hare Krsna". Trzeba przyznać - Czesi mają tutaj o wiele więcej budynków "cieszących oko" niż w jakimkolwiek polskim mieście. Nie trzeba się długo zastanawiać, czemu tak jest.

Kościół Najświętszej Marii Panny przed Tynem

Brama Prochowa

Kolejny rzut oka na ratuszową wieżę z XIV wieku i jej przepiękny zegar astronomiczny, działający od ponad 600 lat. Chwilę potem, przechodząc pod jedną z wież, wkraczamy na most Karola IV - króla Czech i Świętego Cesarza Rzymskiego. Jest to niewątpliwie jeden z najbardziej znanych symboli Pragi.

Znacie różne legendy, czy też zwyczaje mające zapewnić pomyślność i powrót do odwiedzanego miasta? Tak? Super - tak się składa, że jesteśmy w idealnym miejscu! Nie musicie nawet sięgać po portfel!

Most Karola, na drugim planie Malá Strana, Hradczany i Zamek

Balustrady mostu zostały ozdobione trzydziestoma barokowymi rzeźbami (choć dziś są to w większości repliki). Jedna z nich przedstawia św. Jana Nepomucena, który w tym miejscu dokonał swojego żywota. Według legendy, Jan wkurzył Wacława IV (syna Karola IV) tym, że nie wyjawił tajemnicy spowiedzi jego żony, którą władca podejrzewał o zdradę. Zgodnie z duchem średnich wieków, karą współmierną do tego czynu było zrzucenie Jana z mostu do Wełtawy.

Pomijam już pięć, czy też siedem gwiazd, które miały pojawić się nad wodą, czy też na niebie, w chwili jego śmierci, czy też po kilku latach. Ważne jest jedno - trzeba znaleźć na moście posąg świętego Jana, a pod nią płaskorzeźbę, która przedstawia moment jego śmierci. Należy dotknąć wyrytego na niej męczennika, który głową w dół leci na spotkanie zimnego nurtu Wełtawy.

Zegar astronomiczny na Ratuszu

Figura św. Jana Nepomucena

Aha, jeszcze jedno. Uważajcie, bo pobliskie płaskorzeźby też są wypolerowane przez dotyk turystów, a żadnych specjalnych mocy nie mają!

Przesądy przesądami, ale przecież wiadomo - nie stawia się torebki na podłodze. Chociaż... Ostatnio wychodzi na to, że to ja o tym wiem, a nie właścicielki torebek...


Za mostem czeka na nas Malá Strana - Mała Strona. Tempo nadal zawrotne. Powoli wchodzimy na wzgórze Opyš, na którym zbudowano siedzibę królów - Pražský hrad. Jak na miejskie warunki - droga jest niespodziewanie stroma! Po drodze skusił nas trdelnik - sękaczopodobny, słodko-cynamonowy wypiek. Po chwili, choć z małą zadyszką, wchodzimy na zamek.

Trdelnik dobry, ale w kategorii "czechosłowackie słodkości" mam innego faworyta (o którym wkrótce!)

Panorama Pragi widziana z murów praskiego zamku

Z murów zamku podziwiamy panoramę Pragi. Najwyższy punkt na horyzoncie to wieża telewizyjna na Žižkovie, widać też Stare Miasto, mosty na Wełtawie. Dostrzegamy też Wyszehrad - jest w planie, ale niestety nie starcza nam na niego czasu.

Równie piękne są zabudowania na wzgórzu zamkowym. Katedra świętego Wita - cudo. I z przodu, i z tyłu. A jej wnętrze, to miękkie światło wlewające się do środka przez wielokolorowe witraże... Ogromna, wspaniała budowla! Jedyny minus - miejsca przed jej frontem jest tak mało, że mój szerokokątny obiektyw nie jest w stanie jej objąć w całości.

Katedra św. Wita, Wacława i Wojciecha

Wnętrze katedry św. Wita

Z myślą o Złotej Uliczce kupujemy bilety - pan kasjer, dowiadując się, że jesteśmy z Polski, z uporem maniaka przeszedł na czeski - przecież wszyscy jesteśmy Słowianami! Dyskusja z nim po polsko-czesku - nie tylko o zniżce studenckiej na bilety - bezcenna!

Zwiedzamy też Stary Pałac Królewski - muszę przyznać, że zrobił on na mnie niemałe wrażenie. Szczególnie imponujące jest sklepienie sali władysławowskiej. Pełniła ona różne funkcje - od zatłoczonego korytarza, przez salę tronową, aż po miejsce odbywania się konnych (!) turniejów rycerskich.

Następna w kolejności jest Złota Uliczka - króciutka alejka malutkich domków, doklejonych do murów obronnych. W pomieszczeniach zachowano wystrój i klimat dawnych lat. Z jednego z nich można wejść wewnątrz muru, gdzie urządzono ogromną ekspozycję broni białej i zbroi. Niektóre z eksponatów są datowane na czasy przed naszą erą!

Znajdziecie tam wszystko - celtyckie noże, romańskie miecze, szable, halabardy, młoty, pancerze, hełmy... Jest tu nawet mini-zbroja dla kilkulatka!

Wschodnia wieża mostowa i most Karola

Jeszcze tylko Wieża Dalibora (Daliborka - wieża tortur i śmierci) i kończymy obchód jednego z największych zamków na świecie. Późno już. Znów przekraczamy Wełtawę i kierujemy się na południe, wzdłuż jej brzegu. Zdążymy jeszcze tylko obejrzeć Tańczący dom i pójść na obiad.

Podchodząc pod "to coś", odniosłem wrażenie, że budynki mijane podczas tego spaceru nad Wełtawą były o niebo ciekawsze niż to. Ohyda. Brrr! Nie polecam. Nie warto. Nie.

Tył katedry św. Wita, Wacława i Wojciecha

Tańczący dom

Wskakujemy w metro, a na Černym Moście w zaparkowaną białą strzałę, a nastepnie wraz z zachodzącym za nami słońcem obieramy kierunek Wrocław. Praga zrobiła na mnie duże wrażenie. Szkoda, że nie był to pełnoprawny, tygodniowy pobyt, tylko barbarzyńskie zwiedzanie w kilka godzin...

Procesja "Hare Krshna" na praskim rynku

Ale wrócę tu kiedyś. Tak czuję, że świt w tym mieście musi być przepiękny!