Podobno - a wiem to z całkiem dobrego źródła - najgorsze pierwsze trzydzieści lat, a potem to już jakoś idzie. Mam nadzieję, że taki stan 'jakoś idzie' w pisaniu osiągnę trochę szybciej... Zobaczymy!

Ale skoro już zacząłem, to brnijmy dalej.

Dzisiaj o Małych Pieninach

Grań Małych Pienin. Po prostu cudna. Piękna. Jedna z moich ulubionych tras w górach. Z kategorii: "nie spieszyć się" - bo nie ma po co. Jest tam wszystko, małe podejścia, większe podejścia, lasy, polany, widoki... Można iść, iść, wędrować...

Zaczynamy w Szczawnicy. Wchodzimy na szlak znakowany żółtym kolorem, zaraz przy dolnej stacji kolejki na Palenicę. Kolejne pół godziny to jedno z poważniejszych podejść na tej trasie. Ale trzeba pamiętać - "nie spieszyć się" (i odpowiednio wcześnie wyruszyć!). Już sam widok z Palenicy wynagradza początkowy trud.

Owieczki na Palenicy, w tle Tatry Bielskie

Są Pieniny, z przełomem Dunajca i Trzema Koronami. Są Tatry, przecież to tylko 30 - 40 kilometrów. Owce i owieczki też są, dla miłośników puchatej wełny. Trochę wystawione frontem do turysty - "patrzcie, owce też mamy", ale pff. Owce i już, takie fajne, takie beczące i skaczące. Wycieczka lubi owce. Bardzo.

Do tego na Palenicy jest zjeżdżalnia grawitacyjna - czyli całoroczny tor saneczkowy, gdzie zamiast sanek są specjalne wózki. Polecam! Zabawa przednia, wajcha do przodu i jazda! Frajda z takich rzeczy wcale nie przemija z wiekiem (napisał człowiek w wieku studenckim - co on tam wie...).

Tatry Bielskie widziane z Palenicy

Tatry. Pierwszy plan to Tatry Bielskie, po lewej stronie Bujaczy Wierch, w środku Szalony Wierch, Płaczliwa Skała, Hawrań i Nowy Wierch. Nad całym tym pasmem królują (prawie) najwyższe szczyty całych Tatr - drugi plan po lewej - od lewej: Łomnica, Durny Szczyt, Baranie Rogi i Lodowy Szczyt.

Przy okazji, jadąc w góry, zawsze warto pobawić się generatorem panoram, sprawdzić widoki z kilku punktów na trasie, a następnie wydrukować kilka kartek z podpisami "co akurat widzimy". No chyba że jesteśmy mocni i z mapą dajemy radę.

Ja nieopatrznie wydrukowałem panoramy z Trzech Koron i Wysokiej na kartkach już jednostronnie zadrukowanych (a co się będą marnować?) - i dotąd nie wiem, czy dla mojej wycieczki większą radochą było identyfikowanie szczytów, czy też rozszyfrowywanie systemów mocowań parapetów, ościeżnic oraz okien, których schematy były akurat wydrukowane na drugiej stronie. Tak to już jest, Tata budowlaniec...

Baa - owca na Palenicy

Wracamy na trasę.

Dosłownie chwilę dalej mamy Szafranówkę, na której spotykamy granicę polsko-słowacką i niebieski szlak. Razem z tą parą będziemy podążać dalej, aż pod Wysoką. Ale zanim to nastąpi, szybkie spojrzenie za siebie, na kawałeczek Szczawnicy i Krościenko, za którym (nad którym) widać kawałek Gorców - Lubań i jego pasmo.

Widok z Szafranówki na Krościenko nad Dunajcem

Z Szafranówki schodzimy niebieskim szlakiem, w kierunku wschodnim. Na początku droga wiedzie bardziej w dół niż w górę, a jedno z zejść jest dosyć strome. Na leśnych odcinkach trzeba być przygotowanym na błoto, jeżeli w poprzednich dniach padało. Mimo to, droga jest nadzwyczaj przyjemna.

Wychodzimy na polanę przy Załaziu. Słońce przygrzewa, a trawa wręcz zachęca do opalania. Przed sobą, troszkę po lewej widzimy Jarmutę, "wystającą" poza główną grań Małych Pienin. Można stąd też spojrzeć w kierunku Szczawnicy. I poleżeć na słońcu!

Widok z Załazia

Po kilku chwilach wznowionej wędrówki szlak lekko skręca w lewo, pomimo wydeptanej ścieżki wiodącej prosto, pod górę. Prowadzi ona na grań Łaźnych Skał. Ciekawskie oczy i nogi przez chwilę podjęły wyzwanie, ale dosyć szybko przekonały się, że lepiej jest się wycofać i wrócić na szlak. Z jednej strony strome zbocze leśne, z drugiej wapienne urwisko, a wydeptana droga zarośnięta.

Ale za to widok fest.

Widok z Łaźnych Skał na południowy zachód

Schodzimy do szlaku i grzecznie podążamy za znakami. W pewnym momencie, idąc przez las, z tyłu dogania nas biały pies. "Będzie nas prowadził", żartuje moja wycieczka. Coż.. Tak, prowadził nas. I okazało się, że nie tylko nas. Po chwili wiedzieliśmy, że polana już blisko, a na niej owce. Dużo owiec. Dużo. Więcej niż kilka - to czuć.

Owce na hali przed Cyrhlami

Wycieczka lubi owce. Tutaj jest ich wystarczająco wiele na zachwyt. W oddali psy pasterskie odpoczywają w cieniu drzew, zostawiając całą robotę pasterzom, którzy w zupełnie innym języku niż polski (owczym?) znakomicie manewrują stadem.

Beee.

Baranek na hali przed Cyrhlami

Any problems?

Pies pasterski

Psy pasterskie to nieźle wyedukowane zwierzaki. Nauczone doświadczeniem, wiedzą jak korzystać z turystów. Podbiega do nas para psów, obwąchuje wszystkie możliwe plecaki, torby, ręce, przy okazji dając się pogłaskać. Na każdy szelest, czy otworzenie torby, reagują ciekawością. Cóż, dosyć skutecznie, dostały kawałek kanapki.

Jak już dojdą o wniosku, że nic więcej już nie ugrają, to... lecą prosto do następnej grupy turystów! A owce? Przecież są pasterze, to ich robota!

Po prawej znów odsłaniają się Tatry. Wędrówka nie nuży, wokół zieleń we wszystkich jej odcieniach. A patrząc w tył możemy zauważyć, jak bardzo oddalamy się od Trzech Koron, czy też od Palenicy. Za nami już dobre kilka kilometrów. A przed nami baaaa-cówka.

Niestety przed nami także wycieczka, nadciągająca z przeciwnej strony. Porywamy co ładniejsze oscypki, aby zdążyć przed nawałnicą turystów. A jeszcze przed tym robimy zdjęcia tak słodko leżącym jagniątkom.

Jagniątka przy bacówce pod Wysokim Wierchem

Dalej czeka na nas podejście pod Durbaszkę. Być może po godzinie na zegarku widać, ile już idziemy, ale to chyba jedyny wyznacznik długości. Nogi nie bolą, trasa nie jest wymagająca, wędruje się świetnie. Nie spieszymy się. A kulminacja jeszcze przed nami.

Pod Durbaszką jest jeszcze jedna bacówka, trochę na uboczu. Można też skręcić w kierunku schroniska. Ale my idziemy wciąż ze szlakiem, znów lekko pod górę. Najpierw nadal łąkami, aby potem powoli wchodzić w las. Teren wypłaszcza się, aby następnie zaoferować kilka krótkich, ale dosyć stromych zejść.

Dochodzimy pod Wysoką. Na malutkiej polanie, zwanej Kapralową Wysoką szlak odchodzi w lewo, a na wprost znajduje się podejście na szczyt. Teraz już tylko chwila, trochę ponad sto metrów w górę dzieli nas od najwyższego szczytu Pienin.

Podejście na Wysoką miałem w pamięci jako bardzo przyjemny kawałek trasy. Dość trudny, podejścia strome. A tu niestety - metalowe schody. Oj. No trudno. Ale dzięki temu na szczyt mogą wejść mamy z bobasami w nosidełkach (!). Co to za sens - nie wiem.

Widok z Wysokiej na Trzy Korony i Pieniny Właściwe

Lubań, Turbacz, Polica, Babia Góra, Pilsko. Z Pienin - Holica, Trzy Korony, Nowa Góra, a także już odwiedzone - Palenica, Szafranówka. A przecież patrzę tylko w jedną stronę! Widok jest niesamowity.

W prostej linii do Babiej Góry ponad 75 kilometrów. Do Pilska - 90 kilometrów.

Na widoki ze szczytów najczęściej najlepsza jest panorama. A najlepsza panorama jest wtedy, gdy jest statyw. Niestety takowego (jeszcze) nie posiadam, co skutkuje tym, że zdjęcia po poskładaniu nie układają się w poziomą linię, tylko raczej w sinusoidę... Ale kilka zdjęć trzyma poziom.

Panorama z Wysokiej - Tatry, Pieniny, Pilsko, Babia Góra, Gorce

Być może kiedyś ją opiszę dokładnie, wszystkie ważniejsze szczyty, których można się dopatrzeć. Oprócz Słowackich Tatr, widać stąd między innymi Kozi Wierch, Czerwone Wierchy oraz Giewont. Z dobrym okiem i lornetką na pewno da się wypatrzeć jeszcze więcej.

Patrzymy dalej. Mamy już Gorce, Pieniny, Babią i Pilsko, Tatry, Magurę Spiską. Od Tatr, obracając się w lewo: Góry Wołowskie, Góry Lewockie, Góry Czerchowskie, pasma Jaworzyny i Radziejowej - czyli Beskid Sądecki. Gdzie się człowiek nie obróci, wszędzie można dojrzeć góry.

Dużo tego. I dobrze!

Z uwagi na brak pośpiechu na trasie, schodzimy z Wysokiej do Jaworek przez wąwóz Homole.

Motyl na wapiennych skałach Wysokiej

W wąwozie bardzo miło szumi potok. Trasa kilkukrotnie przeskakuje z jednego brzegu na drugi. Mimo mostków, przez potok da się też przeprawić skacząc po kamieniach. Oj tak, w takich chwilach jestem odpowiedzialny, dorosły, i beztrosko skaczę po kamieniach nie przejmując się niczym.

W Jaworkach podchodzimy do przystanku, patrzymy na busy do Szczawnicy. Oho, właśnie odjechał.. Kolejny za ponad godzinę. I co? Siedzimy i czekamy, idziemy na piechotę?

Łapiemy stopa. No, trochę na wyrost powiedziane - dziewczyny łapią stopa, bo jakoś bardzo dobrze im to wychodzi. Taki lajf, podejrzewam, że szybciej bym doszedł na piechotę niż osobiście złapał jakąkolwiek podwózkę. ;)


Bez pośpiechu i z dosyć długimi postojami (owce!) trasa zajęła nam około siedmiu godzin. Czemu tak długo? Odpowiedź jest prosta.

Owieczka na Palenicy

Bo można! Beee!

Owieczki na Palenicy