Lubelski Carnaval

Sztuka uliczna. Ogień, metal, powietrze... Magia żywiołów.

A wszystko w mieście, które kocham.

Wsiadam do ZIU-tka. A raczej do Ikarusa, który dzisiaj udaje Ziutka. Towarzystwo zdążyło już znaleźć sobie 'wygodne' miejsca. Ja natomiast przysysam się do szeroko otworzonego okna. Za chwilę rozpoczniemy podróż po najważniejszych miejscach w mieście, z narracją pani przewodnik. Ostatni lubelski Ikarus, numer boczny #1976. Wspomnienia z dzieciństwa - ten mechaniczny klimat, hałas, zapach. Niezapomniany warkot kasownika.

Na zewnątrz upalnie. W środku istny piekarnik. No jedźmy w końcu!

Półtorej godziny okrążania rodzinnego miasta. Saski, miasteczko akademickie, Krakowskie, Stare Miasto, Podzamcze. Centrum miasta w pigułce, a to dopiero początek! Dalej przez Tatary, Majdanek, Bronowice, kółko pod dworcem PKP i dalej, w kierunku Czubów. Cała trasa opatrzona wartkim komentarzem pani przewodnik, który ledwo przebija się przez huk silnika.

Taką wycieczkę z czystym sumieniem mogę polecić każdemu. Czy jesteś w tym mieście przejazdem, na studiach, czy też mieszkasz tutaj od urodzenia - jestem pewny, że Lublin jest w stanie zauroczyć Cię w mgnieniu oka!

Na zwiedzanie Lublina jeszcze kiedyś przyjdzie czas. (Tak, kolejna obietnica bez pokrycia - może czas na karierę w polityce?). Tymczasem, karnawał w środku lata. Carnaval Sztuk-Mistrzów. Lubelski zjazd cudaków, wędrownych aktorów, ulicznych artystów z całego świata.

Miaucząca - na wysokim na kilka metrów słupie - maskotka kota. Steampunkowy teatr w powoli jeżdzącym, drewnianym kole. Na Katedrze i Trybunale Koronnym, ponad głowami przechodniów, po rozpiętych taśmach chodzą linoskoczkowie. Od placu Litewskiego aż po bramę Grodzką i Zamek - wszędzie można znaleźć coś dla siebie: różnorakie występy, spektakle, warsztaty.

Mieliśmy niezłego farta - zatrzymaliśmy się w dobrym miejscu i o dobrej porze (no, może dosłownie chwilkę spóźnieni). Pod Ratuszem akurat swój występ zaczynał Aerial Manx. Dookoła wyznaczonej 'sceny' - mur ludzi, przez który nie sposób się przedrzeć. Niektórzy ciekawscy stali nawet na słupkach odgraniczających chodnik od ulicy Królewskiej.

"Trzeba kombinować" - pomyślałem, patrząc na "Katapultę". Serio, jest to prawdziwa, drewniana machina, wysoka na kilka metrów - tzw. nowoczesna sztuka. Jak się przekonałem - sztuka także użytkowa, bo było to świetne miejsce do wdrapania się i obejrzenia spektaklu ponad głowami tłumu. Po chwili, z duszą na ramieniu, wyciągnąłem aparat. Nie było to najbardziej stabilne miejsce na świecie, ale za to z widokiem na całą uliczną scenę!

Koleś jest niesamowity. Żongluje tradycyjnie oraz kontaktowo - z akrylową kulą. Robi salta z kapeluszem, sztuczki z rozpalonymi pochodniami. Strzela biczem jak prawdziwy diabeł (tasmański - Aerial pochodzi z Australii). A to tylko część jego możliwości. Do tego ma nieźle gadane. Jego uliczne żarty (niektóre dość sprośne!), bez problemu rozbawiają publiczność, nawet pomimo bariery językowej.

Jeden z najlepszych artystów ulicznych, których miałem okazję podziwiać. Jeżeli będziecie mieli kiedyś okazję go zobaczyć - polecam!

Ach no tak, nie wspomniałem jeszcze o najważniejszym. Zobaczcie, co Aerial, jako jedyny na świecie, potrafi zrobić z mieczem...

Gwiazda + salto, z mieczem w środku swojego ciała, za to bez żadnej dziury w brzuchu. Nie-sa-mo-wi-te! Widziałem na własne oczy, jak ten wcale-nie-tak-krótki kawałek metalu znikał w jego ustach. A potem? Aerial Manx wygiął się, pokazał wszystkim dookoła rękojeść miecza, i jak gdyby nigdy nic, wykonał salto...

Proszę Państwa, czapki z głów!

Cały pokaz Aeriala możecie obejrzeć (czy trzeba jeszcze zachęcać?) tutaj:

Po tym występie polecieliśmy na Wieżę Trynitarską. Jak zwykle, widok z góry jest najlepszy. My podziwiamy panoramę upalnego Lublina, a was zostawiam ze słowami Thomasa Eliota, 'wydrukowanymi' w Bramie Trynitarskiej.

Aha, jeszcze jedno. Wpadnijcie za rok! ;)